Elżbieta Tracz w trakcie przesłuchań w ciemno zaśpiewała arię z Opery Carmen - Habanera. Wykonanie zachwyciło Marylę Rodowicz i Alicję Węgorzewską, które odwróciły swoje fotele. Elżbieta wybrała dużynę Alicji Węgorzewskiej.
Elżbieta przyjechała z Warszawy. Jest gwiazdą z urodzenia, gdyż uważa, że jeśli nie jest się gwiazdą z urodzenia, nigdy nie będzie się gwiazdą prawdziwą, będzie się tylko gwiazdorzyć. W dzieciństwie zawsze miała bardzo wrażliwy słuch, bardzo lubiła muzykę, niektóre dźwięki ją wzruszały. Była dzieckiem zestresowanym, w szkole mało się odzywała, nie nawiązywała kontaktów. Gdy jednak mogła zaśpiewać, wtedy się otworzyła, zaśpiewała jak operowa śpiewaczka, inaczej niż wszyscy w klasie. Wówczas uwierzyła w siebie, pomyślała że jest niepowtarzalnie wartościowa, a nie nikim, jak myślała do tego czasu.
Elżbieta ma dużą wyobraźnię. Potrafi z baby razowej zmienić się w damę rasową, jeśli tego chce.
Elżbieta ukończyła psychologię z filozofią na KULu. Zawodowo Elżbieta była asystentką w Szpitalu na Bielanach w poradni foniatrycznej, jako specjalistka od zaburzeń mowy. Do poradni zgłaszali się śpiewacy operowi i aktorzy, którzy zarazili Elżbietę śpiewaniem. Nie jest profesjonalną śpiewaczką, ani piosenkarką, jest samoukiem.
Kiedy śpiewała w Lourdes, podeszła do niej kobieta, której mama była na wózku i nie chodziła i kiedy usłyszała, jak Elżbieta śpiewa, wstała z wózka. Elżbieta nie uważa, że to jej zasługa, tłumaczy to w ten sposób, że być może mama kobiety mogła mieć paraliż na tle nerwicowym i jej śpiew podziałał na nią bardzo emocjonalnie i zaczęła chodzić.
Aby przeżyć przygodę, Elżbieta wyjechała do Wielkiej Brytanii i tam pozostała i po dwóch latach wyszła za mąż za swojego obecnego męża, który się w niej zakochał. Była wówczas po pięćdziesiątce. Obecnie mieszka trochę w Angii, trochę w Warszawie.
Marzeniem Elżbiety jest, aby zaśpiewać dobrze w programie, aby to wypadło jako tako.